Found 262 Results
Page 1 of 27

Wieloryb – Recenzja 2023


Wieloryb to mocne kino dramatyczne ukazujące dramat człowieka, a zarazem relacje rodzinne po rozpadzie małżeństwa.

Darren Aronofsky stworzył dobre, klimatyczne kino, które pochłania od pierwszych minut. Jednak nie obyło się bez pewnych skrótów myślowych.

Główną rolę w Wielorybie odgrywa Brendan Fraser, który wciela się w Charliego, nauczyciela akademickiego. Charlie po stracie swojego partnera znacznie przybrał na wadzie i stał się tytułowym wielorybem. Mamy tutaj próbę uchwycenia problemu śmiertelnej otyłości oraz głębokiej depresji.

Cała akcja filmu dzieje się praktycznie w jednym pomieszczeniu. Jest to dość celowy zabieg, aby podkreślić brak ruchu u osób chorobliwie otyłych. Wszystko zamknięte w formacie 4:3, aby spotęgować doznania klaustrofobiczne na ekranie. Okryty własnym wstydem Charlie, doskonale zdający sobie sprawę ze swojej beznadziejnej sytuacji, zmierza już tylko w jednym kierunku.

Charlie po rozstaniu z żoną i utracie kontaktu z córką stara się odzyskać stracony czas. Ellie (Sadie Sink) już dużo starsza, mająca wielki żal do ojca, niełatwo i niechętnie godzi się, aby z nim przebywać. Problemy w szkole i młodzieńczy bunt tylko pokazują, jak duży wpływ na dziecko może mieć rozstanie rodziców. W tym wszystkim mamy też przyjacielskie relacje Charliego i Liz (Hong Chau). Liz opiekuje się Charliem a zarazem zapatruje go w codzienną dawkę pochłanianego jedzenia. Relacja tych dwojga również do prostych nie należy. Z jednej strony Liz jako pielęgniarka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co czeka Charliego, a z drugiej dokłada cegiełkę, pozwalając mu brnąć dalej w obżarstwo. Obydwoje borykają się ze stratą tej samej osoby, ale każde z nich przeżywa to na swój sposób.

Z wątków pobocznych mamy również tutaj udział “Kościoła”, który przewija się co chwilę. Mowa tu o zamkniętych zborach, które zawsze widzą tylko jedną stronę medalu. A wiara i przekonania są pierwszorzędne i stawiane nawet ponad swoje dzieci. Ortodoksyjne podejście do życia i wiary potrafiło zniszczyć życie młodego człowieka.

Najjaśniejsze postacie, które oddają najwięcej emocji, to oczywiście Charlie, Liz i córka Ellie. Kreacje stworzone przez nich zasługą na wyróżnienie. Są dramaty płaskie z super obsadą, ale nijakie, a tutaj mamy bogaty wachlarz emocjonalny, w którym widz się zatapia.

Jednak czegoś mi brakowało w całej historii, ponieważ jest to poniekąd również historia partnera Charliego, a dostajemy tylko zdawkowe opowieści o nim. Brakowało mi tutaj elementu rozwoju fabularnego poznawania się obu panów czy rozstania z żoną. Myślę, że ten element jeszcze bardziej wzbogaciłyby historię głównego bohatera.

Film stara się nam pokazać zmagania z depresją, chorobliwą otyłość, ujawnienie się ze swoim gejowskim życiem czy też wpływ kościoła na młodych ludzi. Wieloryb to z całą pewnością film, który zapadnie Ci w pamięci i po seansie będziesz jeszcze chwilę o nim rozmyślać. Jednoznacznie można stwierdzić, że jest to kino ambitne i nie dla każdego. Na pewno dostaje ode mnie oznaczenie “Wart uwagi”. Zachęcam, aby wybrać się od kina na seans.

Wieloryb – zwiastun napisy PL

Tagi: , , , , , , , , , , ,

24 lutego, 2023


Ant-man i Osa Kwantomania – Recenzja 2023


Nowa faza Marvela została otwarta! Miało być z hukiem, a wyszło po prostu solidnie, bez efektu WOW. Coraz częściej, mam wrażenie, iż próbuje się po prostu zadowolić wszystkich widzów, co wychodzi średnio i odbija się później na jakości całego wykonania.

Scott Lang (Paul Rudd) i Hope van Dyne (Evangeline Lilly) to oczywiście tytułowi pierwszoplanowi bohaterowie. Osa jest bardzo w cieniu Ant-mana i w dodatku z nową fryzurą na chłopczycę. Przez co wygląda na dwa razy starszą niż jest, a przy tym megapoważnie. Nie iskrzyło nic, a nic między Scottem a Hope. Być może tak zostało to zapisane, a być może po prostu przyszli zagrali i poszli.

Nie zabrakło Dr. Hanka Pym (Michael Douglas) oraz Janet (Michelle Pfeiffer), do której zaraz sobie wrócimy. Dość sporą rolę dostała córka Langa – Cassie (Kathryn Newton). Czyżby to miniwstęp do Młodych Avengers? Pożyjemy, zobaczymy.

Wracając do Janet, która ma tutaj dość ważną rolę. Flashbacki z nią sporo wyjaśniają. Aczkolwiek mam wrażenie, że to zostało wymyślone na potrzeby tego filmu, aby zobrazować Kanga Zdobywcę (Jonathan Majors). Sam Kang to ogólnie rzecz biorąc najjaśniejszy punkt całego filmu! Najbardziej wyrazista postać, którą fajnie się oglądało, mimo że to antagonista. Postać barwna, ciekawa, podstępna i pełna żalu po stracie. Jakiego żalu, niestety nie zostało nam zaprezentowane.

Ant-man i Osa Kwantomania to w 99% film, który został wykreowany za pomocą CGI. Z efektami u Marvela bywa różnie, ale tym razem było dobrze. Cały nowy wszechświat możliwości otworzył wymiar kwantowy. Ale tutaj rozczarowanie, bo dostaliśmy mieszankę postaci Disneya, Pixara czy Gwiezdnych wojen itp. Liczyłem na coś świeżego, a dostałem cukierkowy świat…

Fabuła w zasadzie jest bardzo prosta: przez podstęp MADOK’a i nieuważność Cassie wszyscy trafią do kwantowego wymiaru. Córka Cassie zostaje przetrzymywana przez Kanga, a nasz Ant-man musi dokonać wyboru, aby uratować córkę. Można stwierdzić jedno, że ten wariant Kanga różni się znacznie od wariantu spotkanego w serialu Loki.

SPOILER

Ten Kang dziwnym trafem nie włada czasem posiadając swój kombinezon, co jest dziwne, ponieważ wariant z Lokiego miał urządzenie w ręce i nie potrzebował maszyny. A przynajmniej nie było nigdzie pokazana i stąd moje założenie, iż jej nie potrzebował.

Scott Lang przez cały film stara się być zabawny, ale jednak średnio to wychodzi i gagi-śmieszki po prostu nie pasują do całego filmu. Jeśli mamy do czynienia z Kangiem Zdobywcą, który potrafi wymazać całą linię czasową, to tutaj nie ma miejsca na tego typu rzeczy. Jest to jeden z minusów. Drugi minus to, że wszystkie postaci, mimo że może i barwne, to są bardzo nijakie. Akcja gna szybko, więc nie ma czasu na żadne głębsze emocje i zapoznanie się z postaciami pobocznymi. Po prostu są, a potem giną lub znikają.

Finalna walka z Kangiem (tak dobrze czytasz, Ant-man i spółka będzie walczyć z Kangiem Zdobywcą) wypada dobrze, ale znowu nie ma tutaj żadnych superzwrotów akcji, których by się człowiek nie domyślił. Szkoda, bo Kang Zdobywca był przedstawiany jako typ bez skrupułów i znacznie gorszy niż Tanos. Do dziś pamiętam, jak Tanos był prezentowany kawałek po kawałku. Co budowało efekt, iż chciało się poznać tą postać. Tutaj mamy wszystko wyłożone na talerzu i to bez przystawek.

Sceny po napisach są dwie. Jedna zaraz w trakcie napisów. Warto na nią chwilę poczekać.Druga scena jest po wszystkich napisach i dotyczy serialu LOKI i jego kolejnego sezonu. Nie jest ona, aż tak istotną z perspektywy całej nowej fazy. Więc jeśli nie oglądałeś pierwszego sezonu LOKIEgo śmiało możesz udać się do domu.

Ant-man i Osa Kwantomania – Recenzja 2023

Tagi: , , , , , , , , , , , ,

22 lutego, 2023


Black Adam – nowe otwarcie DC – Recenzja


Nowy film ze stajni DC – Black Adam (Dwayne Johnson) – jest naprawdę dobrym widowiskiem. I nie dlatego, że główną rolę tutaj posiada The Rock. Aczkolwiek ma to wpływ na całokształt filmu. Jeśli jeszcze nie wybrałeś się do kina, to nie czekaj. Rozrywka gwarantowana!

Muszę przyznać, że obsada Black Adam nie zawodzi, a przynajmniej nie ma słabych punktów. Może poza irytującymi scenami, które mają być śmieszne.

Pierce Brosnan, jako Dr Fate, świetna kreacja. Widać tutaj kunszt aktorski i wielki bagaż doświadczenia. Jak widać nawet aktorzy o starszych rocznikach mogą się sprawdzić w kinie typowo blockbasterowym. Dla równowagi, Noah Centineo, jako Atom Smasher, jest nieporozumieniem. Postać jest kiepsko napisana, a przynajmniej ja nie łapę z nią żadnego vibe’a. Wydawać by się mogło, iż Atom ma być łącznikiem z młodszą widownią, ponieważ gagi są na poziomie przedszkola. Neutralnie oceniam natomiast Quintessę Swindell jako Cyclone. Widać potencjał, ale wydaje się, iż można było wycisnąć więcej z jej postaci. Nie sposób pominąć Aldisa Hodge jako Hawkmana, który ma tę charyzmę, którą lubię w postaciach odgrywających bohaterów.

Oryginalna historia Black Adama potrafi zaskoczyć w fabule, co mi się podobało. Sam Black Adam na starcie jest bardzo tajemniczą postacią i superwrogo nastawioną. Takie odmienne podejście bardzo mi się spodobało. Oczywiście, według mnie, DC nie uniknęło błędów. Black Adam jest przedstawiany jako bardzo potężna postać, ale moc nadał mu czarodziej Shazam, ten sam co nadał moc Shazamowi (młodszy odpowiednik). Czyli mamy w uniwersum dwóch czempionów, chyba że czegoś nie zrozumiałem. Spoileruję: Shazam nie pojawia się w filmie. Co oczywiście, według mnie, jest dziwne. Byłby to doskonały zabieg łączący uniwersum. Zamiast ekipy Shazamowców dostajemy nowe postacie wspomniane wyżej. Skoro Black Adam jest tak potężny, gdzie Wonder Woman? Oczywiście, wszyscy wiemy, że w filmie pojawia się Henry Cavill, jednak to tylko puszczenie oka do widza.

Dwayne Johnson jako Black Adam daje radę! Widać, że gra sprawiała mu frajdę, co przekłada się bardzo pozytywnie na ekran i odbiór postaci. Fabularnie, z samą postacią, na początku mamy kilka nieścisłości, póki nie nastąpi zwrot akcji i zaczynamy rozumieć motywy Black Adama. Dobrze napisana postać i bardzo dobrze odegrana. Wszyscy się myliliśmy sądząc, że to Black Adam będzie głównym antagonistą.

DC ma naprawdę fajnych aktorów, którzy na dobre swoją osobą jakoby reprezentują danych bohaterów: Henry Cavill jako Superman, Gal Gadot jako Wonder Woman czy Jason Mamoa jako Aquaman. Nie wyobrażam sobie innych aktorów pod tymi postaciami. DC powinno znacznie częściej sięgać po nie i więcej czasu poświęcić na puszczanie oczek do widzów.

Jakby nie patrzeć, podczas seansu Black Adam nie można się nudzić. Zdecydowanie czułem tutaj pewnego rodzaju otoczkę x-man’ów, co dodało tylko większego animuszu całej produkcji.

Jest to pierwszy film, gdzie mamy do czynienia z Członkami Stowarzyszenia Sprawiedliwości i ten element wypada bardzo fajnie i tu właśnie mam skojarzenia z x-man’ami. Mamy tutaj też poruszony ważny wątek, iż Stowarzyszenie nie broni całej Ziemi, a tylko wybranych rejonów narzuconych przez rząd. Wydaje mi się, że przydałby się już w tym momencie film o “Stowarzyszeniu Sprawiedliwości”, ale, jako wiemy, w DC panuje bałagan i wizja ciągle się zmienia.

W tym miesiącu dostaliśmy dwa filmy oparte o komiksach: Wakanda CZARNA PANTERA: WAKANDA W MOIM SERCU oraz Black Adam. Z tych dwóch lepiej wypadł Black Adam i miałem więcej frajdy na tym seansie. Polecam się wybrać do kina. Każdy fan znajdzie dużo rozrywki i przyjemności. Z całą pewnością wart uwagi. Oby nowe rozdanie DC miało już klarowny kierunek.

Black Adam – zwiastun

Tagi: , , , , , , , , , ,

23 listopada, 2022


Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu – Recencja


Na wstępnie przyznam, że bardzo czekałem na drugą część Czarnej Pantery, jeszcze, nawet gdy żył Chadwik Boseman. Jednak on sam nie doczekał się realizacji drugiej części, co jest smutne. Nowa odsłona Czarnej Pantery musiała się zmierzyć z tym faktem, ponieważ nie da się, ot tak, zmienić aktora. Szczególnie takiego, który porwał swoją aurą tłumy ludzi.

Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu miała być hołdem do Króla T’Challa. Muszę przyznać, że wyszło to tak sobie. Spodziewałem się zupełnie innej narracji, bardziej jak w Wojnie bez granic, po wygranej Thanosa nad Avengersami. Tam rzeczywiście było widać i czuć smutek bohaterów. Wakanda w moim sercu stara się być politycznie poprawna i całość skupia się na Matce obecnej królowej Ramnodzie (Angela Bassett) oraz Shuri (Letitia Wright), a w to wszystko zastają wplecione nowe postacie jak Ironheart i Namor.

Z przykrością stwierdzam, że Letitia Wright nie pociągnęła swoją osobą Czarnej Pantery. Mimo że po pierwszej części uważałem, że ma bardzo duży potencjał. To tutaj jej talent nie zabłysł nic a nic. W scenach, gdzie pojawia się nowa postać Ironheart (Dominique Thorne) wraz z Shuri, to ta pierwsza świeci na ekranie i kradnie całe show. Ale do Ironheart jeszcze wrócimy.

Mam wrażenie, że Marvel nie wiedział, jak to wszystko poukładać w tym filmie i panuje tutaj jakiś dziwny chaos. Nowe postacie, pogrzeby, nowa rasa wraz z origin story – wszystko to sprawia, iż jest jeden wielki miszmasz.

Dodatkowo, można zarzucić całemu studiu, dlaczego tak potężna postać, jak Namor, nie brała udziału w walce z Thanosem? Jeśli tłumaczeniem jest chęć ukrycia się to jest to słabe tłumaczenie, w końcu Namor przedkłada wszystko nad ochronę swojego plemienia.

Wróćmy do Ironheart – młodej studentki o geniuszu większym niż Shuri, a porównywalnym do Starka. Idealna postać na serial, aby ją lepiej pokazać. Patrząc jak Marvel wpakował dolary na pokazanie She Hulk, to nóż się w kieszeni otwiera, że nie padło na ekranizację Ironheart, która po starcie Iron man’a idealnie mogłaby dziedziczyć jego schedę. Serial jest planowany dopiero na jesień 2023.

Nowe plemię zamieszkuje ocean całkiem blisko Wakandy, a samo miasto zwie się Tlalocan i jest wzorowane na wierzeniach Azteków. Kostiumologia również opiera na Aztekach. Trzeba tutaj zwrócić uwagę, że to nie jest mityczna Atlantyda, jak snuto przypuszczenia.

Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu oczywiście i tym razem nie uniknęła słabego CGI w samej Wakandzie. Co ewidentnie widać na scenach pogrzebu i miasta. Takie rzeczy z green screena można było dopracować. Podwodne miasto Tlalocan jest ciemne, niezbyt okazałe. Niebieski kolor skóry raz jest, a raz nie ma. DC znacznie lepiej sobie poradził w Aquamanie.

Fabularnie jest, jak to bywa w świecie Marvela, niezbyt skomplikowanie. Zaprezentowanie pierwszego mutanta Namora jest przyzwoite. Pożegnanie T’Challa jest słabe. Pamiętacie jak wyglądał pogrzeb Iron Mana, gdzie wszyscy bohaterowie byli obecni? To tutaj tylko mamy obywateli Wakandy. Brakuje mi jakieś przyzwoitej konsekwencji i solidarności superbohaterskiej. Przede wszystkim brakuje tutaj emocji, wszystko jest takie przygaszone, przytłamszone.

Długo się zastanawiałem, jak ocenić Czarną Panterę 2, i doszedłem do wniosku, że trzeba być szczerym wobec siebie, jak i was, widzów. Szału nie ma, po prostu. W tej fazie Marvela jest więcej rozczarowań niż fajnych pozycji, do których nas przyzwyczaiły filmy.

Scena po napisach jest jedna i jest dość szybko zaprezentowana, więc nie ma potrzeby siedzenia do ostatniej literki na ekranie. Przedstawia ona Shuri oraz Nakie. Ta scena wydawała mi się bardzo oczywista, aż za bardzo. Po raz kolejny cała faza nie została nigdzie pchnięta. Wszystko wskazuje na to, że dopiero w 2023 roku Ant-man i Osa: KWANTOMANIA pokaże nam potęgę Kanga Zdobywcy.

Czy polecam wybrać się do kina? Tak, ale bez wielkich oczekiwań.

Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu – zwiastun PL

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , ,

13 listopada, 2022


Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – Sezon 1 – Recenzja


Maruderzy powiedzą, że dłużyzna i słaby. Ale jakby patrzeć na całość to jest to bardzo solidne widowisko fantasy powiązane z Władcą pierścieni. Czy można się czepiać szczegółów? Owszem, ale trzeba pamiętać, iż Władca pierścieni ma już swoje lata i tamta ekranizacja odbywała się w zupełnie innych czasach. Trylogia zapoczątkowana w 2001 roku zrobiła się kultowa dla fanów książek i nie tylko. Więc nie sposób uniknąć porównań.

Władca pierścieni: Pierścienie władzy jest osadzony w świecie Tolkiena i z całą pewnością czuć klimat fantasy. Niekoniecznie nawiązujący do oryginalnej trylogii filmowej, aczkolwiek są momenty gdzie puszcza się duże oko w stronę fanów. Pojawienie się Balroga, piosenka kończąca finałowy odcinek czy sam Sauron.

Wiele osób narzeka na sztywność elfickiej wojowniczki GALADRIELI (Morfydd Clark), ale nie przypominam sobie, aby w filmowej trylogii elfy były jakoś bardziej wyluzowane. Przy tak dużych produkcjach czasem trzeba przetarcia się postaci i myślę, że pod koniec Galadriela nie jest już nijaką postacią jakby mogło się wydawać po pierwszych odcinkach.

Według mnie, generalnie obsada elficka jest najsłabszym punktem całego serialu. Najlepiej pod tym względem wypadają Númenorejczycy. Mamy tutaj kilka wyrazistych oraz niezmiernie ciekawych postaci. Takich jak królowa-regentka Míriel (Cynthia Addai-Robinson); kapitan númenorejskiej straży Elendil (Lloyd Owen); Pharazôn (Trystan Gravelle), który jest prawą ręką królowej-regentki Míriel; Eärien (Ema Horvath) siostra Isildura (Maxim Baldry). Z całą pewnością krasnoludzki Książę Durin IV (Owain Arthur) kradnie za każdym razem ekran i jest nad wyraz wyrazistą postacią. W serialu nie zabrakło niziołków Harfootowów. Z ciekawszych postaci znajdziemy tam Nori (Markella Kavenagh) czy Sadoca (Lenny Henry).

Efekty specjalnie są naprawdę dopracowane. Przyglądałem się dość uważnie, aby coś wytknąć. Patrząc na taki budżet, muszę powiedzieć, że nie ma do czego się przyczepić. Jest cała magia świata fantasy!

Kostiumy oraz architektura krajobrazu mają rozmach – pod tym względem wszystko jest jak należy.

Fabuła – tutaj można się przyczepić, że wstęp był długi, ale z drugiej strony młodsze pokolenie bardzo możliwe, że nie widziało Władcy pierścieni i każde przyspieszenie akcji odbiłoby się później na całym odbiorze serialu i jego klimacie. Jednak uważam, iż jeden odcinek tygodniowo to za mało! Ponieważ historia jest dość rozległa, a wątków oraz postaci nie brakuje, powinno się dystrybuować dwa odcinki w tygodniu, jeden po drugim. Zwiększyłaby się dynamika w odbiorze, co zaprocentowałoby w końcowym odbiorze całego pierwszego sezonu.

Oczywiście można czepiać się przeskoków czasowych i idealnie zgranych akcji ratunkowych, ale w końcu nie chcielibyśmy oglądać scen z wędrówki, która zajmuje pięć dni. Twistów i zwrotów akcji w pierwszym sezonie zbyt dużo nie uświadczymy. Możemy jedynie liczyć na finał sezonu, który jest bardzo solidny i zamyka pewne kwestie oraz budzi nowe pytania. Przyczepić się można do zbyt długiego wątku Nori, który nadto został przeciągnięty i miał za zadanie wywołanie emocji. Jednak na tym etapie serialu nie jesteśmy jeszcze tak bardzo zżyci z bohaterami, więc zabieg jest zupełnie niepotrzebny.

Z całą pewnością w pierwszym sezonie jeden z ciekawszych wątków to pojawienie się “człowieka z gwiazd”, wątek Mithrilu, który został zmieniony względem filmowej trylogii. Rękojeść w Śródziemiu jako tajemniczy artefakt, który osobiście myślałem, iż będzie zupełnie inaczej wykorzystany.

Historia Pierścieni Władzy rozpoczyna się od Drugiej Ery po klęsce Morgotha, pierwotnego Czarnego Władcy. Początek Drugiej Ery to czas względnego pokoju, który dla elfów, krasnoludów i ludzi stanowił czas rozwoju i dobrobytu, a okres wojen z Pierwszej Ery zaczął odchodzić w niepamięć. Do czasu aż Śródziemie ponownie stanie się ośrodkiem wszelkich kłopotów.

Na uwagę zasługuje klimatyczna muzyka i udźwiękowienie całego serialu. Pod tym względem nic nie skrzypi, ani nie zgrzyta.

Zatwardziali Tolkienowcy pewnie mogą się czepiać, że brak chronologii, że brakuje tego czy owego. Z drugiej strony jakby wszystko było jak w książkach, to byłoby marudzenie, że nuda, bo historia zerżnięta z książki jeden do jednego.

Jestem fanem magii i zarówno w trylogii Władcy pierścieni brakowało mi tego elementu, tak samo i tutaj mi brakuje. Ale nie rozpaczam z tego tytułu, bo to pierwszy sezon i nie wiadomo co przyniesie drugi oraz kolejne. Z całą pewnością serial ma duży potencjał i to na wiele sezonów, pod warunkiem, że będzie […]

Tagi: , , , , , , , , , , ,

16 października, 2022


Stacja jedenasta – SF, które warto zobaczyć!


Na platformie HBO MAX jest sobie niepozorny serial postapokaliptyczny z elementami dramatu. A jest nim Stacja jedenasta, która opowiada szereg bardzo różnych ludzkich historii, spotykających się ze sobą w zaskakujący sposób, na przestrzeni dość długiego czasu. Serial przedstawia osoby przed, w trakcie i po apokalipsie. Przeskoki czasowe są tutaj bardzo ważnym elementem, aby zrozumieć cały serial. Z całą pewnością nie jest to serial, gdzie można tylko słuchać i w międzyczasie zajmować się innymi rzeczami. Należy do niego podejść na poważnie i obejrzeć w pełnym skupieniu, aby czerpać z niego 100% radości. Mamy tutaj do czynienia z piękną historią i bardzo ciekawą fabułą, w której im bliżej końca, tym bardziej wszystko się spina w spójną całość. Przez co wynagradza nam to spędzenie tych kilku godzin przed ekranem telewizora. Ale spokojnie, serial ma tylko jeden sezon, który składa się z 10 odcinków. W tym miniserialu zamyka się cała historia.

Historia Stacji jedenastej toczy się na przestrzeni 20 lat, przez co złożenie tego w całość było nie lada sztuką. Bo to nie jest typowe SF, gdzie mamy lasery, statki kosmiczne itp. Tutaj mamy głębię, rozmyślania i sztukę przetrwania. Sposób opowiadana jest nielinearny, to znaczy, że skaczemy po linii czasu i zapoznajemy się z naszymi bohaterami. Główne role tutaj odgrywają Kirsten oraz Jeevan, ale też przewijać się będzie aktor Arthur Leander. W zasadzie te trzy osoby są spoiwem całego opowiadania w Stacji jedenastej. Dodatkowo, w całym serialu powraca motyw wydanego w kilku egzemplarzach komiksu science fiction, w którym ukojenia szuka nie tylko mała Kirsten. Ale ten element historii ma swój ciekawy wątek, który również spójnie się zamyka.

W super krótkim skrócie fabularnym bezspoilerowym: Jeevan pomaga małej Kristen dostać się do domu, gdy wybucha śmiercionośna pandemia na całym świecie. Przeciążone linie telefoniczne, brak kontaktu z rodzinami Kristen sprawia, że Jeevan postanawia przygarnąć na chwilę młodą dziewczynkę. Jest to ich pierwsze spotkanie w życiu, więc oboje mają moralne obawy przed ofiarowaniem pomocy i otrzymaniem jej.

Podczas przeskoku czasowego Kirsten i “Wędrowna Symfonia” wystawiają Szekspira, tak naprawdę, kiedy to świat się skończył i trwa jego odbudowa. Tworzą muzykę, piszą, rysują, szyją kostiumy na scenę i pokazują dookoła, że nawet jeśli nic już nam nie zostało z tego świata, to pozostaje jeszcze kultura, jako ostatnia deska ratunku, która sprawia, iż zapominamy o codziennych problemach.

Przyznam się, że nie dawałem dużej szansy temu serialowi… Po opisie mówię sobie “no nie, kolejne The Walking Dead. Kolejna epidemia, która nic nie wnosi i kręcimy się wkoło, bo jest teraz taki trend”. Jakie było moje pozytywne rozczarowanie, iż jest to zupełnie inna historia pełna emocji i nowatorskiego podejścia do przetrwania w tych, a nie innych czasach śmiercionośnej epidemii grypy. Szereg wątków sprawia, że pozornie rozrzucona fabuła pięknie się skleja w całość.

Stacja jedenasta jest dostępna na platformie HBO MAX.

Stacja jedenasta – HBO MAX – zwiastun

Tagi: , , , , , , , , , , , ,

15 września, 2022


Kryptonim “Polska” – recenzja komedii


Obiecywałem sobie, że więcej tego nie zrobię i znowu przekonałem się, że nie warto było. Przykro mi to stwierdzić, ale mimo iż zwiastun mnie urzekł i liczyłem na dużą dawkę śmiechu. To się przeliczyłem… Za każdym razem stronię trochę od polskiej kinematografii, bo bywa różna i przeważnie nie spełnia moich oczekiwań. Będąc na seansie, stwierdziłem, że ludzie uważają podobnie. Frekwencja na sali kinowej w dniu premiery nie zachwyciła. Jakby to delikatnie ująć “przeciąg na sali był okrutny”.

Komedia pod tytułem Kryptonim “Polska” to lekka, mało śmieszna próba ośmieszenia narodowców czy też ONR-owców. Borys Szyc, wcielający się w rolę Romana (podróbkę R. Bąkiewicza, naczelnego generała narodowców), robi robotę i jest to całkiem mocny punkt tego widowiska. Jednak krzywe zwierciadło jest tak krzywe, że czasem zagina IQ odbiorcy. Maciej Musiałowski, grający Staszka, stara się trzymać poziom tego widowiska. Wstępuje do “klubu” ZMR kuzyna Romana i tam się ma radykalizować na narodowca z “krwi i kości”.

Oczywiście nie mogło zabraknąć drugiej strony, czyli przedstawicieli wolności równość, czyli LGBTQ. Po tej stronie mamy Polę, którą gra Magdalena Maścianica i też stara się ciągnąc film swoją osobą. Oczywiście, dobrze się domyślasz, będzie z tego wątek miłosny. Dwa przeciwne światy, Pola i Staszek, a jednak zakochują się w sobie. Perypetie kochanków nie są niczym porywającym. Jest to przerywnik dla całej akcji filmu i zarazem zapalnik punktu zwrotnego. Czy ich miłość przetrwa? Odpowiedź znajdziesz podczas seansu lub też domyślisz się, jak to wszystko się zakończy.

Muzykę w filmie mamy mieszaną, dużo techno, ale i coś polskiego się znalazło. Pod tym względem, mam wrażenie, iż w polskiej kinematografii jest coraz lepiej.

Fabuła komedii jest prosta, trochę przydługa i nudnawa. Zwiastun bardzo dobrze zrealizowany, jednak film pozostawia dużo do życzenia. Dlatego nie daj się nabrać i jeśli bardzo Cię nie kusi, odpuść sobie seans na dużej sali kinowej.

Reszty obsady nie wspominam, bo nie ma w zasadzie o czym pisać. Mamy Pazurę czy Królikowskiego, ale to epizodyczne postacie nic nie wnoszące, a i nie dostały wybitnych scen, aby po seansie zapamiętać cokolwiek z ich gry.

Poważnie, jestem bardzo rozczarowany tym widowiskiem, liczyłem na dużą dawkę fajnego humoru, a dostałem bylejakość i to przez duże “B”.

Kryptonim “Polska” oznaczam znacznikiem – “Szkoda czasu”.

Kryptonim Polska – Zwiastun

Tagi: , , , , , , , , ,


Lista śmierci – zaskakująco wciągający


Lista śmierci (The Terminal List) od Amazon Prime Video to naprawdę bardzo ciekawa propozycja na deszczowe, wakacyjne wieczory. W roli głównej występuje tutaj lubiany przeze mnie aktor – Chris Pratt. Jest to jedna z najnowszych propozycji tej platformy streamingowej i trzeba powiedzieć, że jakość serialu jest na wysokim poziomie. Serial Lista Śmierci opowiada historię komandosa Navy Seal, który traci swoich kompanów w jednej z planowych misji. James Reece, bo tak się zwie tytułowy bohater, zaczyna odkrywać, co tak naprawdę wydarzyło się na feralnej misji.

Chris Pratt, jako James Reece, ma tutaj nie lada zadanie aktorskie, bo nie jest to lekka produkcja a la Strażnicy, gdzie mamy dużo humoru. Lista śmierci to serial bardziej ponury, z elementami psychologicznymi, jak i dobrym połączeniem dramatu. Dobra fabuła, która wciąga od pierwszego odcinka, plus kunszt aktorski Chrisa Pratta sprawia, że chcesz obejrzeć wszystkie odcinki naraz.

Główną zaletą tego serialu jest tajemniczość i wydarzenia, które na równi nie oszczędzają głównego bohatera czy postaci kluczowych związanych z fabułą. Dodatkowo wychodzą problemy zdrowotne naszego bohatera, jak zawroty głowy, bóle głowy czy zaniki pamięci. To jest rajd po sprawiedliwość za wszelką cenę, gdzie motywy są naprawdę słuszne. W tym wypadku Reece, jak zaprogramowany robot, ma misję, którą wykona za wszelką cenę.

Obsada serialu jest dobrze dobrana, nie ma tutaj słabych postaci, które odstawałyby poziomem czy grały jak przysłowiowe “drewno”. Przyjaciela Reece’a – Bena – gra Taylor Kitsch. Mamy też ciekawą postać reporterki śledczej Kate, którą gra Constance Wu; były wojskowy, a teraz w grupie śledczej, Tony grany przez JD Pardo. Ci aktorzy potrafili stworzyć świetny klimat serialu, który utrzymuje się przez cały pierwszy sezon.

Liczne zwroty akcji i ciągłe odkrywanie nowych kart sprawia, że ogląda się to nad wyraz dobrze. Serial po zakończeniu pozostawia sobie furtkę na kolejne sezony. Aczkolwiek ten sezon każe się traktować jako zamkniętą pewną historię. Jakby nie patrzeć, serial jest na podstawie serii książek, a ich jest cztery. Więc Amazon Prime Video ma pole do popisu i kontynuacji.

Jedynym minusem serialu jest to, że w końcowej fazie pojawiają się zapychacze, które niepotrzebnie wydłużają serial. Przecież nie każdy odcinek musi trwać godzinę. Gdyby dwa ostatnie odcinki skompresować do jednego, pewnie wyszłoby ciut lepiej. Ale wiadomo, zazwyczaj nie łamie się reguł i forma 8 odcinków jest powszechnie znana na platformach streamingowych.

Serial dostaje ode mnie odznakę – wart uwagi. Jeśli lubisz tajemnice, klimat lekko wojskowy i dobrą akcję, to na pewno przypadnie Ci do gustu Lista śmierci (The Terminal List). Myślę, że po seansie przyznasz mi rację, iż było warto.

Serial jest dostępny na platformie Amazon Prime Video. Oczywiście możesz go obejrzeć z napisami, jeśli nie lubisz lektora.

Lista śmierci – zwiastun PL Lektor i napisy

Tagi: , , , , ,

1 sierpnia, 2022


Jurassic World: Dominion, ależ to nie wyszło! Recenzja 2022


Jurassic World: Dominion rozgrywa się cztery lata po zniszczeniu Isla Nublar. Dinozaury żyją i teraz polują razem z ludźmi na całym świecie. Nikt nie wie, jak doszło do tego, że dinozaury pojawiały się w każdym zakątku świata. Film kończący trylogię, jest wybitnie słaby. Nie potrafię znaleźć żadnego argumentu, który przemawiałby za obejrzeniem tej części.

Co z tego, że fabuła jest kontynuacją, ale taką trochę jak szwajcarski ser. Obsada pozostała praktycznie bez zmian, co zwiastowałoby dobre widowisko. Mamy w obsadzie ponownie Chrisa Pratta, Bryce Dallas Howard czy Isabelle Sermon. Owa trójca gra w filmie główne skrzypce. Firma poluje na Maisie Lockwood, która jest kluczem do rozwikłania zagadki DNA. Oczywiście Owen i Claire za wszelką cenę będą starać się przeciwdziałać temu oraz ratować ich przybraną córkę. Fabularnie cała historia jest bardzo słabiutka i dość nudna. Jest trochę efekciarskiego kina… i to w zasadzie jedyny plus.

Bardzo mnie uderzyło drewniane aktorstwo, które momentami było strasznie nierówne. Odnosiłem wrażenie, iż niektórym formuła tego przedsięwzięcia przestała się podobać i nie czuć było wielkiego zaangażowania.

Przyczepię się do efektów wizualnych, ponieważ tam, gdzie było CGI, to całkiem sympatycznie to wyglądało. Natomiast tam, gdzie prawdopodobnie wykorzystano roboty, plus CGI wyglądało to komicznie, bo odniosłem wrażenie jakbym oglądał wersję pierwowzoru. Ruchy były bardzo nienaturalne i trochę trąciło myszką, jak na 2022 rok.

Muzycznie ciągle bez zmian, jeden i ten sam motyw ciągnący się od dość dawna, znany już z poprzednich części.

W Jurajskim parku: Dominacji zabrakło tego czegoś, co spowodowałoby unikalność widowiska. Na próżno tutaj szukać dreszczyku emocji. Napisałbym: zobacz to sam/sama, ale szkoda jest czasu na tą część. W dodatku po tej części osobiście nie mam ochoty na żadną kolejną!

Na całe szczęście, trylogia dobiegła końca, a rebooty nie powstają tak szybko. Miało wyjść nostalgicznie, a wyszło jak wyszło.

Nie polecam, szkoda czasu na nowe przygody w parku Jurajskim. Aczkolwiek, jeśli chcesz obejrzeć coś dobrego z Chrisem Prattem to zapraszam do recenzji LISTA ŚMIERCI (The Terminal List).

Jurassic World Dominion 2022 – zwiartun PL

Tagi: , , , , , , , ,


Order Failed


Your transaction failed, please try again or contact support.

29 lipca, 2022


Page 1 of 27

Znalazłaś/eś literówkę, brak przecinką, coś w zdaniu nie gra? Zaznacz fragment lub całe zdanie naciśnij i przytrzymaj CTRL oraz ENTER. Wskaż błąd i zaproponuj poprawkę. Dziękuję.